niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 1


Alyson obudziła się w środku nocy. Znów przez ten sam koszmar. Leżała w łóżku w nowym domu. To było takie śmieszne, że w wieku piętnastu lat ktoś dostaje się do adopcji. Ale podobno rodzina straciła córkę w tym wieku i chcieli ją kimś zastąpić. Zabrali ją z Grimsby do Preston. Około dwóch dni drogi. Problem w tym, że musiała zostawić wszystkich przyjaciół. A tak w sumie to przyjaciółkę Sarę i jej chłopaka Caleb’a.
Wstała i spojrzała na zegarek. Trzecia nad ranem. Za trzy godziny miała wstać i zjeść śniadanie z „rodziną”, a potem spędzić dzień w nowej szkole, w której wszyscy patrzyliby na nią jak na idiotkę z powodu koloru jej włosów. Nie lubiła ich, ale nie chciała się też farbować. Kilka dziewczyn w jej klasie to zrobiło, a ich włosy wyglądały jak u lalek Barbie. Położyła się na miękkiej poduszce i czekała, aż nadejdzie sen. Kiedy już zasypiała jej komórka zabrzęczała i zaświeciła. Podniosła szybko telefon i bez patrzenia kto dzwoni odebrała.
-Halo? – rzuciła do słuchawka, ale nikt się nie odezwał. Po drugiej stronie był ktoś, kto najwyraźniej biegł, bo sapał niemiłosiernie –Kto tam? – spytała ponownie. Nie miała ochoty na zabawy. Już się miała rozłączać gdy usłyszała oddalony głos chłopaka „Alyson, nie!”, a zaraz potem się rozłączył.
Ten okropny telefon tak ją rozbudził, że nie mogła zasnąć. Usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Na blacie leżał list z tutejszego gimnazjum. Otworzyła go jednym ruchem. Wyjęła kartkę z wypocinami witającymi od dyrektorki oraz plan lekcji.  Przeczytała szybko list i spojrzała na plan. Stwierdzając, że już nie zaśnie spakowała do torby książki. Otworzyła zeszyty i się w nich podpisała.
 Było około godziny w pół do czwartej. Otworzyła szafę i przejrzała ubrania, które dostała od nowej mamy. Sukienki, spódniczki, kuse topy. Przeszukała wszystko porządnie i znalazła dwie pary spodni. Wyjęła rurki o miętowym kolorze i jasnożółty top na ramiączka. Położyła je na łóżku, a ze swojej walizki wyjęła szare dresy i luźną bluzę. Ubrała się szybko i zeszła na dół. Założyła swoje przetarte czarne trampki. Zostawiła na wszelki wypadek kartkę na stole, włożyła słuchawki do uszu i wyszła na dwór pobiegać.
************************
Wstał i wyjrzał przez okno. Wiedział, że nie zaśnie więc ubrał się i wyszedł pobiegać. Biegł nie zastanawiając się gdzie. Słońce leniwie wschodziło na niebo. Powietrze pachniało deszczem, a trawa była mokra od rosy. Na ulicach nikogo nie było, a on znał miasto jak własną kieszeń więc zamknął oczy i biegł wzdłuż willi, które stały na jego ulicy. Jego czarne włosy powiewały na wietrze, a luźne, czarne dresy majtały się we wszystkie strony.
Nagle poczuł, że coś odbija się od jego torsu. Otworzył szybko oczy i oniemiał z wrażenia. Na ziemi siedziała białowłosa dziewczyna, miej więcej w jego wieku. Miała śliczne błękitne oczy i twarz jak u anioła.
Podał jej szybko rękę, żeby pomóc jej wstać. Podniosła się i spojrzała na niego. Wzrok miała nieco zbłąkany i delikatnie zarumienione policzki. Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona jeszcze bardziej się zarumieniła.
-Hej, przepraszam. Nie chciałem – zaczął się tłumaczyć. – Nie za wcześnie na bieganie?
-I kto to mówi? –uśmiechnęła się delikatnie – Spać nie mogłam. Taka moja natura.
-To może przebiegniemy się razem? Pokaże ci wspaniałe miejsce – dziewczyna wzruszyła ramionami i pobiegła za nim. – Kieran jestem.
-Alyson
Biegli dalej ulicą w stronę łąki, na którą chłopak często przychodził, aby odetchnąć od swojego wymagającego ojca i klejącej się do niego córki gosposi. Spojrzał na nią kontem oka. Była taka piękna. Nie mógł się nadziwić jej urodą. Przypominał mu kogoś, ale nie wiedział kogo.
Kiedy dotarli na miejsce przysiedli na konarze drzewa. Błękitnooka rozglądała się wkoło zafascynowana otoczeniem. Uświadomiwszy sobie, że jest bacznie obserwowana speszyła się i zaczęła wpatrywać w swoje dłonie.
-Ślicznie tu – szepnęła.
-To miejsce odwzorowuje ciebie.
Uśmiechnęła się nerwowo. Nagle z kieszeni jej spodni wydobył się dźwięk wibracji. Wyjęła szybko telefon i odebrała. Rozmawiała z kimś tłumacząc pośpiesznie gdzie jest i zapewniając, że za piętnaście minut wróci. Przeprosiła szybko i uciekła, a on został sam siedząc na korzeniu drzewa.
**********************
-Adam wstawaj – usłyszał głos swojego ojca. – Już po szóstej.
Chłopak otworzył powoli oczy. Znowu zaczyna się kolejny nudny tydzień. Pójdzie do szkoły. Wróci. Odrobi lekcje. Komputer i spać. I tak przez kolejne pięć dni. Wiedział, że musi być czujny i za bardzo się nie rozpraszać, bo Seth coś szykuje. A on jest na tyle dorosły, żeby stanąć do walki.
Ubrał się szybko i zszedł na dół, aby zjeść śniadanie przygotowane przez ojca.  Na stole stała jajecznica i kawa.
-Jak tam?- zapytał rozluźniony mężczyzna.
Miał tak samo jasne włosy jak on, błękitne oczy i wysportowaną sylwetkę. Byli jak dwie krople wody. Matka umarła, gdy był mały. Nie pamiętał jej. Jedyne co o niej wiedział to historie, które usłyszał od ojca.
-Okej – mruknął pod nosem. – Ja muszę lecieć – wstał od prawie nie tkniętego śniadania.
-Adam – na dźwięk swojego imienia chłopak usiadł z powrotem na swoje miejsce. Spojrzał na ojca wyczekująco. – Wiesz, że to już nie długo. Jesteś gotowy?
-Jak nigdy dotąd – uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu.  – Wrócę najszybciej jak się da.
Wyszedł z domu i skierował się w stronę Breton Streat. Szedł powoli. Słońce grzało jak nigdy dotąd. Dość nietypowa pogoda jak na ten klimat. Zdjął zieloną bluzę i szedł ciesząc się tą chwilą, bo wiedział, że nie potrwa długo.
Mijał kolejne domki. Wszystkie takie same. Średniej wielkości, z małymi ogródkami i brązowymi płotami. Nie mieszkali tu najbogatsi ludzie, ale na tyle ustatkowani, by utrzymać dom i rodzinę.
Skręcił w kolejną ulicę. Ta w niczym nie przypominała poprzedniej. Wille tak ogromne, że mogliby w nich mieszkać tysiące ludzi. To tutaj mieszkali lekarze i adwokaci z miasta. Nienawidził tędy chodzić, ale na tej ulicy znajdowała się prywatna szkoła, do której uczęszczał.
Wszedł do ogromnego budynku i od razu skierował się do piwnicy, w której stały szafki. Podszedł do swojej. Była metalowa i zielona od zewnątrz, jak każda inna, ale w środku znajdował się plakat jego ulubionego zespołu i książki. Wyjął to co mu potrzebne i poszedł na pierwszą lekcję.
*****************************
Siedział przy biurku w swoim gabinecie. W pokoju stała czarna kanapa, mahoniowe biurko i wygodny czarny fotel. Ściany były pomalowany na ciemny brąz, a na podłodze leżał stary dywan. Do pomieszczenie wpadała stróżka światła sącząca się przez szczelinę między roletą, a oknem. Pracę zaczynał o godzinie siódmej rano, ale wolał być wcześniej ze względu na to, że odebrali sygnał. Niecierpliwił się oczekiwaniem na informacje. Nagle do środka wpadł jeden z jego kumpli-ochroniarzy.
-Mamy ją –  powiedział zadyszany – Jest tutaj. W Preston.
Uśmiechnął się szeroko. Teraz będzie mógł się zemścić na Jack’u. Jego marzenie się w końcu spełni.
-Doskonale – szepnął. – Wyślij widomość do naszego przyjaciele. Chcę ją mieć do szesnastej u siebie.
Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł.
-Kristina – powiedział do słuchawki telefonu – za godzinę chcę mieć przygotowany pokój w piwnicy. Wiesz, o który mi chodzi. Będziemy mieli gościa przez kilka dni.
Wstał z krzesła i podszedł do drzwi. Wiedział już, że to będzie zacięta walka i czuł, że on ją wygra.



___________________________
W końcu mam! Długo zmagałam się z napisaniem tego, ale w końcu mi się udało.   Ten rozdział chcę zadedykować dziewczynie, która poleciła mi opublikowanie tego w internecie. Dzięki ci bardzo! :)

środa, 3 kwietnia 2013

Prolog


Mała Alyson siedziała grzecznie na szpitalnym krzesełku. Oczka koloru szafiru błyszczały od łez. Pomimo tak wielkiego wyczerpania pięciolatka nie zasypiała.

Obok niej siedziała jej opiekunka. Oczy miała zamknięte, a na jej starej twarzy malował się spokój. Spała, jakby nic się nie stało.

Dziewczynka wiedziała, że jej matka nie przeżyje. Wpatrywała się w w ielki, świecący się napis "SALA OPERACYJAN". Zeskoczyła z krzesełka i zdjęła swój czerwony płaszczyk i berecik. W szpitalu było ciepło, a ta zgrzała się od kilku godzin siedzenia w kurtce.
Pukiel włosów wypadł z jej koka. Kiedy się na nią patrzyło myślano, że to anioł, bo miała jaśniutkie, prawie białe włoski. Zdjęła gumkę z głowy i puściła je luźno.

Usłyszała szuranie zza drzwi. Szturchnęła swoją towarzyszkę, a ta ocknęła się. Wstała i podeszła do lekarza, który odciągnął ją na bok. Rozmawiali chwilę szeptem, co chwilę spoglądając na dziewczynkę. Kobieta kiwnęła głową i złapała białowłosą za rękę.

-Chodź, maluszku – powiedziała. –Musimy cię spakować, bo zamieszkasz w miejscu, gdzie poznasz mnóstwo przyjaciół.

Alyson już wiedziała, że matka nie żyje, a ona odtąd będzie w Domu Dziecka.



_____________
Krótki, ale mam nadzięję, że się spodoba :)